Szukaj na tym blogu

czwartek, 22 lutego 2018

Miserable V

Po tym jak Kouyou wyjechał nie odczuwałem radości. Błąkałem się ciemnymi uliczkami.
Jedna pani mnie zaczepiła pytając czy wszystko w porządku a ja jedynie płakałem. Kobieta wzięła mnie pod rękę i zabrała do siebie do domu, gdzie podała mi wody do wypicia. Kobieta była młoda, około 25 lat lecz na tyle nie wyglądała. Nie powiem, była atrakcyjna, ale jednak wolałem mojego Kouyou. To taka kruszynka, z seksownym ciałem a o jego nogach to już nie wspomnę! Były idealne. Miałem ochotę je wycałować centymetr po centymetrze lecz teraz nie miałem już nic. Straciłem wszystko co mi tak na prawdę sprawiało radość. Kouyou jest dla mnie tak cholernie ważny, ale co mam zrobić z tym wszystkim? Nie wiem, miałbym uciec z domu? Znaleźć go w tym dużym mieście jakim jest Tokio? To nie takie łatwe ale wiem, że gdy się uprę to moge wszystko zdziałać. Teraz na prawdę zaczynałem się zastanawiać czy aby nie podjąć takiego kroku.
- Chłopcze, powiedz mi gdzie mieszkasz? - Kobieta wyrwała mnie z zamyśleń.
- Cco?? - wypaliłem.
- Gdzie mieszkasz? Odprowadzę Cię do domu. Pewnie Twoi rodzice się o Ciebie martwią.
- Nie wiem... Nie mam siły.. Nie mam ochoty wracać.
- Prześpij się u mnie, potem pomyślimy.
Kobieta okryła mnie kocem na kanapie. Zasnąłem nie wiadomo kiedy.

*

Obudziłem się po południu. Zupełnie nie odczuwałem energii do życia. Wszystko wydawało mi się mdłe i bez kolorów. Jednak nim się zoorientowałem nie byłem sam w pokoju. Obok mnie czuwała ta nieznajoma kobieta, choć głowy bym nie dał ale skądś ją kojarzyłem.
- Jak się czujesz?
- Nienajlepiej ale dziękuję.
- Musiałeś sporo przejść.
- Nawet nie wie pani jak bardzo..
- Jaka tam pani, Marina Kobayashi, miło mi. - Kobieta uśmiechnęła się i podała mi rękę.
- Yuu Shiroyama. - również podałem rękę na przywitanie.
- Może jesteś głodny?
- Trochę.
- Zaraz Ci podam zupy. Wyglądasz na głodnego.
- Dziękuję.
Marina podała mi miske z ramenem. Uwielbiałem tą zupę. Gdy spróbowałem normalnie słów mi zabrakło! No niebo w gębie!
- Po Twojej minie widać, że smakuje. - kobieta uśmiechnęła się.
- Jeszcze jak. Dobrze pani.. znaczy dobrze gotujesz.
- Staram się. - kobieta sie znowu wyszczerzyła. Nawet ją polubiłem ale jej nie znałem.
- Masz męża?
- Rozwiodłam się kilka miesięcy temu.
- To pewnie Ci smutno.. - palnąłem bez namysłu.
- Idzie się przyzwyczaić. A Ty? Dziewczynę jakąś masz? - uśmiechnęła się poraz kolejny.
- Miałem, zdradziła mnie kilka miesięcy temu...
- Widać, że cierpisz.. To straszny ból.
- Można tak powiedzieć ale nie przez nią... wczoraj moja miłość życia oznajmiła, że wyprowadza się i ..- do oczu napłynęły mi łzy. Marina wstała i podała mi paczkę chusteczek.
- Dziękuję..
- A ile masz lat chłopcze?
- 19.
- Młody jesteś, jeszcze kogoś znajdziesz. - uśmiechnęła się.
- Nie wiem, nie chcę raczej... ale ike Ty masz lat?
- 25.
- Nie wyglądasz na tyle. Powiedziałbym, że 20. - uśmiechnąłem się. No tak, wspominałem że wygląda na około 25 lat ale z wyglądu to o nieco młodziej.
- Dziękuję. Powiedz mi Yuu, co z Twoją rodziną? Pewnie martwią się o Ciebie. Dałeś im jakiś znak życia?
- Nie.. chciałem pobyć sam po tym co się wczoraj stało.
- Rozumiem.
- Jestem zmęczony.
- Prześpij się. Potem porozmawiamy. Możesz tu zostać ile chcesz bo i tak mieszkam sama a troche samemu w takim dużym domu smutno.

*

Obudziłem się wieczorem. Poszedłem do łazienki za potrzebą. Gdy już załatwiłem swoją potrzebę poszedłem do kuchni zobaczyć co Marina pichci. Wszedłem do pomieszczenia i ujrzałem Kouyou.
- Kouyou?! - nic nie odpowiedział, siedział przy stole i jadł ryż.
- Kouyou!! - krzyczałem i krzyczałem ale bez skutku. Chciałem podejść do niego ale jakaś nieznana siła mnie pociągnęła do siebie. Pod tą siłą kryła się Mei.
- Mei puść mnie.. - Dziewczyna ani drgnęła. Wpiła się we mnie niczym przyssawka.
Obudziłem się z krzykiem. Opadłem na poduszkę z bezsilności.
- Kouyou... - cicho szepnąłem do siebie po czym łzy zaczęły wypływać mi z oczu.
- Yuu? Co się stało? - Marina podeszła do mnie po czym objęła mnie co mnie bardzo zdziwiło. Kobieta, która ledwo mnie znała przytula mnie do siebie jak własne dziecko.
- Miałem straszny sen..
- Co Ci się śniło?
- Nie chcę o tym mówić...
- Kto to jest Kouyou?
- Ktoś bardzo ważny dla mnie..
- Imię jakby męskie..
- Tak jakby.. - nie zamierzałem mówić tej kobiecie prawdy. Tu w Japonii ludzie są uczuleni na homoseksualizm. Ludzie tu tego nie tolerują, bardzo mnie to smuci bo jednak myślę, że jest w tym kraju więcej niż 1000 osób, które są takie jak ja i myślą tak jak ja ale takich jak ja było mało, zdecydowanie za mało... zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Marina była wyjątkową kobietą. Byłem jej wdzięczny za to, że mi pomogła.

*

Minęły 2 dni, czułem, że powinienem wrócić do domu, chociaż zadzwonić ale jednak nie zrobiłem tego, nie chciałem za bardzo wracać ale też nie mogłem siedzieć Marinie na głowie tyle czasu. Kobieta przyszła do mnie z obiadem.
- I jak? Rozmawiałeś z rodzicami?
- Nie..
- Powinieneś do nich chociaż zadzwonić. Pewnie martwią się o Ciebie.
- Dziś wracam. - palnąłem bez namysłu ale jednak też teraz w tej chwili ostatecznie zdecydowałem, że muszę wrócić.

*

Pożegnałem Marinę i wyszedłem, jednak zanim to zrobiłem to kobieta zapisała mi swój numer na kartce i dała mi.
- Gdybyś czegoś potrzebował, porozmawiać czy coś, to jestem do usług. - Marina się uśmiechnęła.
- Dziękuję za wszystko. - podziękowałem i ruszyłem przed siebie.

*

Jednak zdecydowałem się przejść jeszcze.
Pochodziłem trochę po mojej wiosce jak to ją zwałem "wioską rybacką". Przechodziłem obok miejsc, w których spędzałem czas z Kouyou. Kou od dwóch dni się nie odzywał. Bardzo sie martwiłem dlatego też sam postanowiłem wysłać mu SMS.
Jednak gdy włączyłem telefon bo zorientowałem się, że przez ten cały czas miałem wyłączony. Gdy się włączył był zasypany falami wiadomości i nieodebranych połączeń , na samym początku były od rodziców sprzed kilku minut temu, ale gdy zjechałem niżej zauważyłem z 30 nieodebranych połączeń od Kouyou i 20 SMSów!
Gdy je czytałem, łzy zaczęły mi spływać po moich policzkach.
Kouyou: Yuu, odbierz!
Kouyou: Yuu, żyjesz? Daj znak życia! Martwię się! Kocham Cię...
Normalnie jak to czytalem to płakałem.. zaraz jednak musiałem na chwilę przerwać płacz gdyż znowu matka się dobijała do mnie.
- Halo. - odpowiedziałem chłodnym tonem.
- Synku! Gdzie Ty jesteś?! Martwimy się!
- To moja sprawa gdzie ja jestem.
- Wróć synku do domu, proszę.
- Nie wiem. - rozłączyłem telefon, schowałem spowrotem do kieszeni i poszedłem przed siebie.

*

Dochodziła 5 po południu.
Siedziałem w parku na ławce gdzie pierwszy raz z Kouyou jedliśmy lody.
Było mi tak cholernie źle. Całe moje życie uległo zmianie... Po chwili telefon wydał z siebie dźwięk. Już chciałem rozłączyć ale w ostatniej chwili zobaczyłem, że to Kouyou dzwoni. Odebrałem.
- Halo? Kouyou?
- Yuu, kochany.. czemu nie odbierałeś?? Tak bardzo się martwiłem!!
- Nienajlepiej się czułem...nawet nie wróciłem do domu.
- Yuu, ja myślałem, że nie żyjesz! - opieprzył mnie ale to również w nim kochałem.
- Kouyou.. Ja Cię kocham... ja nie mogę bez Ciebie żyć...
- Yuu.. nawet nie myśl o samobójstwie.. przy tym zraniłbyś nie tylko siebie ale i mnie a wtedy i ja bym podjął taki krok.
- Wiem.. ale ja już nie wiem co robić...A Ty się kiedy wyprowadzasz?
- Ja już jestem w Tokio.
- To szybko.
- Tak ale zdecydowanie wolałbym teraz spędzać czas z Tobą. Tęsknię tak bardzo za Tobą. Cały czas widzę obraz jak się całujemy, obejmujemy... Yuu.. ten czas był niezwykły ale los postawił nas w innych okolicznościach.
- Kou.. To jeszcze nie jest przesądzone, że to koniec. Ja nie zamierzam się poddawać.
- Związek na odległość to nie za bardzo ma szanse...
- Kou, nie chcę tego kończyć.
- Ja też nie, ale nie wiem czy się jeszcze spotkamy... - Kou lekko popłakiwał. - Słuchaj ja muszę kończyć.. później zadzwonię.
- Dobrze..Kou..
- A Ty wracaj do domu.. pewnie Twoi rodzice umierają ze strachu o Ciebie.
- Nie wiem...
- Zrób to dla mnie..
- Kocham Cię..
- Ja Cię bardziej..
- Cześć..
- Pa.. - Kou się rozłączył. Ja posiedziałem jeszcze chwilę w parku.
- Yuu? - nagle usłyszałem głos, którego teraz najmniej się spodziewałem.
- Czego chcesz Mei?
- Widzę, że jesteś przygnębiony.. ale to nie przeze mnie?
- Dawno mi przeszło.
- A co się stało?
- Nie powinno Cię to obchodzić.
- Ale obchodzi. Mów co się dzieje.
- 3 dni temu straciłem kogoś bardzo ważnego dla mnie.
- Wiesz... Nie wiem co mam powiedzieć ale może wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży rozumiesz? Nic..
- Yuu..
- Nie Mei, dzięki za dobre chęci ale ja musze sam się z tym uporać. A teraz muszę wracać do domu. - wstałem i poszedłem przed siebie. Po drodze zachaczyłem o most, pod którym rzeczka płynęła. Tu z Kouyou spędziliśmy również dużo czasu.
Co ja miałem z tym wszystkim zrobić to nie wiem... Ciągle Kou był w mojej głowie. Myśl o tym, że już się nie spotkamy dobiła mnie doszczętnie.
Musiałem coś wymyślić, nie mogłem go tak definitywnie stracić.

*

Wieczorem wróciłem do domu. Zadzwoniłem dzwonkiem.
Mama otworzyła po czym o mało co jej oczy nie wystrzeliły.
- Yuu! Dziecko!! - mama przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
- Nie tak mocno... - na prawdę, ledwo co mnie nie udusiła!
- Dziecko.. Gdzieś Ty był? Martwiliśmy się o Ciebie!
- Musiałem przemyśleć parę spraw...
- Kouyou?
- A co Ciebie to obchodzi? Przecież oboje z ojcem go nie akceptujecie.
- ... - Mama nie powiedziała nic w tej chwili, tylko zacisnęła usta linię.
- Yuu! - ojciec w domu?! Jak to możliwe, że sobie tu tak przesiaduje?! Przecież taki wielmożny pan zapracowany po godzinach a teraz nagle dobry tatuś w domu! Co za ironia losu..
- A Ty czemu nie w pracy? Przecież nadgodziny to Twoje życie przez ostatnie lata.
- Nie pyskuj mi tu szczeniaku!
- Bo co? Wyrzucisz mnie z domu? Wydziedziczysz mnie?
- ... - ojca też zatkało kakako, że się tak wyrażę. No i dobrze, niech robi sobie co chce ale jeśli myśli, że po tych latach prawie jego nieobecności w domu coś się zmieni to bardzo w to bardzo się myli. Kochałem ojca ale prawda jest taka, że odkąd pare lat temu zmienił pracę to zaczął brać nadgodziny po 2 latach. Mama przez to zmizerniała, widać to było. Była jedynie elementem tej pieprzonej układanki: mąż, żona, dzieci. Nie każdy musi tak mieć. Miałem wrażenie, że mama jedynie robiła tu za gosposie: sprzątaj, ugotuj i tak dalej, że aż głowa mała!
- Yuu, zjesz kolację?
- Um.. - kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni. Mama podała mi kolację. Szybko zjadłem, poszedłem się umyć i położyłem się do łóżka. Dalej czułem się okropnie.

*

Leżałem tak odłogiem przez kilka godzin aż mój telefon wydał z siebie wibracje.
Spojrzałem w telefon, Kouyou napisał.  Ucieszyłem się gdy wyświetlił się jego numer.
Kouyou: Nie mogę spać...
Ja: Ja też...
Kouyou: Ciągle myślę o Tobie..
Ja: Tak mi Cię brakuje.. Chcę Cię przytulać, całować, zajmować się Tobą.
Kouyou: Yuu, jestem u kresu wytrzymałości... Nie mogę jeść, nie mogę spać. Yuu.. ja umieram bez Ciebie... To zaledwie kilka dni a ja już czuje się jakbym miał z 50 lat..
Ja: Kouyou.. tak tęsknię za Tobą... ja już nic nie wiem...
Kouyou: Yuu... Ja zaniedługo zaczynam szkołę... Nie wiem jak sobie poradzę...
Ja: Kou, dasz radę, wierzę w Ciebie.
Kouyou: Ja już sam nie wiem jak to będzie.. Bez Ciebie jest mi tak źle...
Ja: Kouyou...
Kouyou: Yuu...
Ja: Kocham Cię.
Na tą wiadomość Kouyou już nie odpisał. Było mi znowu smutno.

*

Minęło kilka dni, przez co kilka nieprzespanych nocy, aż zasnąłem w końcu.
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Yuu, śpisz? - Kagome weszła do mojego pokoju.
- Teraz już nie..
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- O Tobie głównie.
- A o czym tu gadać...
- Coś Cię łączy z tym chłopcem od pani Takashimy?
- Co Cię to interesuje?
- Odkąd wyjechał nie wróciłeś do domu, nie było Cię kilka dni.
- No i co w związku z tym?
- Yuu, ja wiem, że Ty i on..
- Co Ciebie to obchodzi? Tak kocham go ale teraz nie mam już nic rozumiesz?! Nic! Straciłem go, straciłem wszystko..
- Nic nie straciłeś. Co prawda nie pochwalam tego.. ale nic na to też nikt poradzić nie może ale jedno jest pewne, nie ma rzeczy niemożliwych.
- Co masz na myśli? - spytałem.
- Jest szansa, że się jeszcze spotkacie.
- Jak?
- Może nie teraz ale kiedyś.
- Kagome.. Kou się wyprowadził z rodziną do Tokio. Nie spotkamy się to nie realne. Wszystko się skończyło. Moje życie się kończy.
- Yuu, nie mów tak.
- Co ja mam zrobić co?
- Nie wiem... ale nie poddawaj się.
- Łatwo Ci mówić, ale to nie Ty teraz cierpisz.
- A niby nigdy nie cierpiałam? Też cierpiałam gdy mnie mój pierwszy chłopak zostawił ale po jakimś czasie stanęłam na nogi. Trochę to zajęło ale dałam radę i Ty też dasz radę. Yuu masz całe życie przed sobą. Kto wie może los was jakoś złączy.
- Zostaw mnie samego. - Kagome wyszła a ja znowu zatraciłem się w melancholii, smutku i żalu, który noszę w sobie od paru dni. Serce łamało mi się na kawałki. Jedno było pewne, musiałem wymyślić coś, żeby spotkać się z Kouyou.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę mi czasu zeszło aby wszystko jakoś posklejać ale bądź co bądź udało mi się jakimś cudem dokończyć ten rozdział :) Co prawda przez pół dnia wczorajszego i kilka h w nocy (Obecnie koło 4 rano xD) napracowałam się nad tym, choć myślę, że powinnam się bardziej przyłożyć ale ocenę to już zostawiam wam moi kochani. Miłego czytania, miłego dnia, miłej nocki :) Również moje opowiadanie publikuję na https://www.wattpad.com/user/Gazerock_isnotdead

sobota, 3 lutego 2018

Miserable IV

Tydzień później.
Z Kouyou nie przestaliśmy się spotykać, jednak byliśmy świadomi, że mogło to komuś przeszkadzać, że dwóch chłopaków jest razem w związku bo przecież dla większości ludzkości to było nienormalne!
Dla mnie nie było w tym nic złego, dla mnie to wspaniałe uczucie, nigdy takiego nie odczuwałem będąc z dziewczynami. To było zupełnie coś innego, na początku dla mnie to było no.. dziwne ale w końcu zaakceptowałem to.
- Obiad. - Kagome wyrwała mnie z zamyśleń.
- Już idę. - zszedłem na dół do kuchni. Mama już jadła, Kagome mnie wyprzedziła i zajęła miejsce przy stole, po chwili i ja dołączyłem. Na obiad były sajgonki.


*


Po obiedzie położyłem się do łóżka. Zasnąłem po jakimś czasie.
Kilka godzin później.
Obudziłem się, zajrzałem w telefon, który leżał na mojej szafce obok łóżka.
Spojrzałem w ekran.
- 2 nieodebrane połączenia.. - powiedziałem so siebie.
- Od Kou... Cholera! Miałem się z nim spotkać... Zupełnie z głowy mi to wyleciało! - zerwałem się na równe nogi, przebrałem się i wyszedłem z domu.
Byłem po kilku minutach pod domem cioci Kouyou. Zapukałem. Otworzyła jego ciocia.
- Tak?
- Jest Kouyou?
- Tak, jest, już go wołam..
- Yuu. - ciocia Kou nie zdążyła go zawołać a on już się zjawił, zupełnie jakby był tu gdzieś zainstalowany podsłuch!
- Ciociu, ja później wrócę.
- Bawcie się dobrze! - poszliśmy do parku gdzie nikogo nie było na nasze szczęście. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie wytrzymałem i po chwili rzuciłem się na Kouyou aby go wyściskać i pocałować.
- Yuu, zapomniałeś. - nie odwzajemnił uścisku...
- Przepraszam. - pocałowałem go w czółko i przygarnąłem go mocniej do siebie. - No już, nie gniewaj się.. nie lubię kiedy jesteś smutny. - w końcu Kou się wtulił w moje ramię.
- Yuu, wiesz, że jutro wyjeżdżam do domu.
- Już jutro?
- No wiesz, niedziela jutro a w poniedziałek do szkoły...
- Zapomniałem już, bo przecież ja rzuciłem.. dla mnie nie miało to przyszłości.
- Też bym rzucił.. Męczy mnie to już.
-

Wiem kochany, wiem. - objąłem go mocno i pocałowałem w usta. Był to wspaniały czas.
- Kou, chodź do mnie.
- Ale..
- Mamy nie ma, ani nikogo, będziemy mieli dom dla siebie. - lekko pocierałem swoim noskiem o jego nos.

*

2 godziny później.
Przyniosłem do pokoju 2 szklanki soku. Podałem jedną Kou.
- Trzymaj.
- Dzięki.
- To co porobimy? - sunąłem palcem po klatce piersiowej Kou. Lekko wzdrygnął.
- Może, coś szalonego?
- Mhm, czy myślisz to co ja? - poruszałem brwiami znacząco.
- Potańczymy!
- Nie to miałem na myśli... - nie kryłem rozczarowania, Kou najwidoczniej próbował się bronić ale byliśmy ze sobą już na tyle długo, że moglibyśmy zacząć współżyć.
- Nie wiem czy jestem gotowy na to... Trochę się boję...
- Nie bój się kochanie, ja się Tobą zajmę, będę delikatny.
- Ja nie wiem... - skulił się. Objąłem go mocniej i chwyciłem pod brodę.
- Nie ufasz mi.
- Ufam, ale nie jestem na to jeszcze gotowy...Znaczy chciałbym ale coś mnie blokuje...
- Przepraszam. - pocałowałem go w czoło. - Nie chcę Cię zmuszać.
- Yuu, nie chcę też, żebyś Ty się powstrzymywał.
- Ale Kouyou, słońce, nie chcę zrobić Ci krzywdy... Ja nawet nigdy nie kochałem się z mężczyzną. Sam nie wiem jak to jest więc trochę się obawiam. Jednak wiem jedno, że chcę to zrobić z Tobą ale dopiero wtedy kiedy będziesz gotowy.
- Yuu... - nagle Kouyou wpił mi się w usta. Całowaliśmy się namiętnie. Położyłem się na nim po czym dalej kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Gładziłem plecy Kou. Całkiem straciłem poczucie czasu.

*


Leżeliśmy obok siebie nadzy, ale nie nie, do niczego nie doszło. Postanowiliśmy najpierw poznać swoje ciała. Kouyou na początku bardzo się zawstydził, jednak po kilku moich czułych pocałunkach nabrał pewności siebie. Był blady, ciałko kruche, ale to mnie podniecało. Taki kruchutki Kou w moich ramionach. Gdybym mógł to pieściłbym go cały czas, nawet 24 godziny na dobę.
Dotykaliśmy się delikatnie.
Przytulałem go mocno do siebie.
- Yuu...
- Hm?
- Twój... - teraz się zawstydziłem.. Byłem tak zafascynowany ciałem Kouyou, że aż za bardzo się zafascynowałem.. Nawet nie zauważyłem kiedy! Kouyou tak na mnie działał.
- Jakiś Ty czerwony! - Kou chwycił moje policzki i zaczął ciągnąć jak jakaś ciotka malutkie dziecko!
- Kou, bo mi urwiesz policzki! - zaśmiał się po czym puścił moją twarz, jednak zanim to zrobił to złożył mi delikatny pocałunek. Nie mogłem się powstrzymać i przeciągnąłem go bliżej do siebie aby podtrzymać tego całusa, jednak przy tym silnym ruchu Kou wylądował na moich biodrach. Kou się zaczerwienił i chciał już zejść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem.
- Yuu..
- Spokojnie. - przytuliłem się do jego klaty. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, zaraz go jednak musiałem pocałować.
- Yuu, wroci...liśmy. - moja mama wparowała do pokoju wraz z ojcem! Czemu akurat teraz?!
- Co tu sie wyrabia?! - ojciec warknął. Z Kouyou nakryliśmy się kołdrą i milczeliśmy.
- Kouyou, wyjdź. - moja mama mu nakazała po czym wyszła. Kou wstał ze mnie po czym zebrał swoje ubrania i się ubrał.
- Nigdy tego nie zaakceptują...
- Ja z nimi porozmawiam. - oznajmiłem po czym odrazu wstałem i ubrałem się. Wyszliśmy z pokoju trzymając się za ręce.
Zeszliśmy do kuchni, gdzie moi rodzice siedzieli.
- Mamo.
- Kouyou ma zakaz wstępu do naszego domu i bądź pewny, że zawiadomie o tym Twoją ciocię. - mama oznajmiła.
- Niech pani tego nie robi! Ciocia ma problemy z sercem i nie chcę, żeby się denerwowała.
- Może u was w rodzinie jest na takie coś pozwalane ale w naszym domu nie będzie czegoś takiego! - mój ojciec teraz przesadził. Kou się rozpłakał i wyszedł, zaraz ja za nim.
- Yuu, masz zakaz! - i tak zrobiłem swoje i pobiegłem za Kouyou.
- Kou, czekaj!
Pobiegliśmy do ciemnego zaułka.
- Yuu, to nie ma sensu... Najlepiej będzie jak się rozstaniemy. Nikt nie zaakceptuje naszego związku...
- Nie wiesz tego.
- A Ty wiesz?
- Na każdym zadupiu wytykają, idzie przywyknąć.
- Yuu, jak moja ciocia się o tym dowie..
- Nie dowie.
- Ale Twoi rodzice ostatecznie chcą jej o tym powiedzieć...
- Kou... - podszedłem do niego i przytuliłem go do siebie mocno. Kouyou objął mnie bardzo szczelnie jakby nie chciał mnie nigdy puścić. Pocałowaliśmy się namiętnie.
- Kou..
- Hm?
- Ucieknijmy razem.
- To nie jest takie łatwe... nie mamy pieniędzy, nic, jak Ty to sobie wyobrażasz? Z czego byśmy żyli?
- Znaleźlibyśmy pracę, założyli zespół.
- Yuu... Ja już na prawdę nie mam słów... Wątpię aby nasz związek przetrwał... Zwłaszcza, że jak się ciocia dowie o tym to nie będzie mi pozwalała przyjeżdżać a nawet jeśli by pozwoliła to Twoi rodzice nie pozwolą nam się widywać... Twój ojciec wygląda na kogoś ważnego..
- Jego prawie wcale w domu nie ma. A mama no cóż, ciężko u nich z tolerancją...
- Yuu.. Ja na prawdę nie chcę niszczyć honoru Twojej rodziny...
- Nie niszczysz. Ty mnie podtrzymujesz przy życiu, to dzięki Tobie żyję, to Ty jesteś mym aniołem, który mnie chroni. Jesteś moim najwiekszym skarbem.
- Yuu... - Kou sie popłakał. Pocałowałem go mocno nie odrywając się od niego. Nagle Kou się oderwał.
- Muszę iść.
- Kou, nie..
- Żegnaj, Yuu... - W oczach nazbierały mi się łzy, u Kou również poleciało kilka słonych kropel, które miałem ochotę scałować.
W domu czekała mnie bardzo nieprzyjemna rozmowa z rodzicami.
Gdy wszedłem do domu, tuż przy drzwiach od kuchni stał mój ojciec z kubkiem kawy.
- Yuu, siadaj do stołu, musimy porozmawiać.
Poszedłem do kuchni, usiadłem na krześle i oczekiwałem aż mój łaskawy ojciec zacznie przemawiać swoją "przemowę".
- Bardzo mnie zawiodłeś.
- Ale...
- Nie przerywaj mi. Jeszcze w naszym rodzie nie było czegoś takiego! Taki wstyd!
- Ale tato, to źle kochać kogoś? Mimo tej samej płci?
- Ty nie wiesz o czym Ty mówisz! To jest miłość? Gdy dwóch chłopaków się pieprzy w łóżku? Miałeś powodzenie u dziewczyn a teraz... Zejdź mi z oczu. Bardzo się na Tobie zawiodłem. - Wyszedłem z kuchni i skierowałem się do mojego pokoju. Gdy chciałem wejść do środka, mama złapała mnie za rękę.
- Yuu, porozmawiajmy na spokojnie. - usiadłem na łóżku, mama na fotelu.
- Yuu, czuję, że zawiodłam jako matka.
- Mamo..
- Synku.. musisz skończyć z tym. To nawet nie jest miłość, tylko jakaś totalna pomyłka...
- Ale mamo, Kou to miłość mojego życia. Powinnaś to zrozumieć.
- Musisz z nim zerwać.
- Jestem prawie dorosły i to ja odpowiadam za siebie i swoje wybory.
- Póki nie masz skończonych 20 lat i mieszkasz pod naszym dachem nie będziesz nam tu podskakiwał. - wtrącił się ojciec.
- Nie wasza sprawa z kim się umawiam i zadaję. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa.
- Owszem to jest nasza sprawa! Jesteś naszym synem i masz być normalny!
- Jestem normalny! Homoseksualizm to nie choroba.
- Zamilcz! Masz szlaban aż zmądrzejesz! - już się nie odezwałem. Na prawdę, miałem dość już moich rodziców i tych zasad. Chciałem teraz tylko być z Kou i przytulać się do niego. Chciałem teraz jego mieć przy sobie.

*

Nocą dostałem sms od Kouyou.

Kouyou: Yuu, tęsknię za Tobą. Spotkajmy się przed moim odjazdem na stacji zanim pojadę. Musimy porozmawiać.

Ja: O której masz pociąg?

Kouyou: O trzeciej popołudniu.

Ja: Będę na pewno.

Zasnąłem z telefonem w ręku.

*


Obudziłem się po dziesiątej rano. Wstałem, ubrałem się szybko i oczekiwałem na kolejnego smsa od Kouyou, jednak wiadomości nie było. Kouyou zawsze wcześniej z domu wychodził z bagażem. Zauważyłem jak ciągnie walizkę na kółkach. Na szczęście moich rodziców w domu nie było zarówno jak i siostry i brata. Mogłem swobodnie wyjść do Kouyou aby mu pomóc. Zamknąłem dom i pobiegłem do Kouyou
- Hej Kou.
- Yuu! - Kou niemal skoczył na mnie i prawie nas wywrócił. Przytuliłem go mocno do siebie.
- Przyszedłeś... - ujął moją twarz w dłonie i pocałował co mnie zaskoczyło, bo nigdy tego nie robił!
- Przepraszam Cię za wczoraj... ale te emocje.. to wszystko....
- No już, spokojnie, Kou, nie musisz się tłumaczyć... sam nie miałem łatwo.
- Yuu muszę Ci coś powiedzieć... tym razem na poważnie...
- Co się stało?
- Moi rodzice i ja...
- Co jest??
- Wyprowadzamy się do Tokyo... Tam będę chodził i kontynuował liceum... Ciocia również się tam chce wyprowadzić...
- Jak to?
- Nie wiem.. mama dostała lepszą ofertę pracy... Yuu to może być na prawdę koniec... To wszystko co było między nami było niezwykłe.. Nie chcę Cię tracić.. Boje się Yuu.. - Kou oparł swoją głowę o moje ramię a ja go mocno przytuliłem. Nie docierało do mnie to co Kouyou powiedział. Mieliśmy się tak po prostu rozstać? Nie mogłem na to pozwolić. Ale co miałem zrobić? Teraz czułem jak mi serce pęka na drobne kawałki.

*

Siedzieliśmy na peronie przytuleni do siebie. Próbowaliśmy się nacieszyć naszymi jak do tej pory ostatnimi chwilami. Nie wiedziałem co będzie później ale wiedziałem, że będę cierpiał, że znowu będę samotny. To były piękne i wspólnie spędzone chwile. Nawet rok nie minął a my byliśmy zmuszeni się rozstać.
Dochodziła 3 popołudniu, pociąg już dojeżdżał i wolno się zatrzymywał.
- Yuu, kocham Cię... - Kou wpił się w moje usta. Trzymałem go jak najdłużej aby nasz pocałunek był bardziej intensywny, abyśmy mogli zapamiętać to wszystko co nas łączyło. Oczywiście mieliśmy do siebie numery telefonu ale oboje wiedzieliśmy, że związek na odległość nie miałby sensu... Bardzo mnie to bolało zarówno jak i mojego chłopaka.
- Kou, kocham Cię najbardziej na świecie! Nie chcę się rozstawać!
- Ja też tego nie chcę ale co możemy zrobić? - zaczęliśmy oboje płakać. - Yuu, muszę już iść... - odprowadziłem Kou do pociągu, pomogłem mu wnieść do środka bagaż, który był na prawdę ciężki. Pociąg pomału zaczął ruszać. Pocałowaliśmy się poraz ostatni. Wysiadłem z pociągu po czym pomachałem Kouyou.
Gdy pociąg już zniknął z mojego zasięgu klękłem z rozpaczy na kolana. Zacząłem bardziej płakać. Jakaś staruszka podeszła do mnie i zapytała czy wszystko w porządku. Nic nie odpowiedziałem. Wstałem i uciekłem z peronu. Schowałem się w zacisznej uliczce, gdzie nikogo nie było. Spojrzałem na telefon i miałem 19 nieodebranych połączeń, jak się okazało od rodziców. Z tego wszytskiego zapomniałem, że miałem wyłączony telefon. Jednak nie odzdzwoniłem do nich. Nie miałem na to siły, byłem pogrążony w totalnej rozpaczy. Znowu stałem się melancholikiem. Bałem się kolejnego dnia. To był nagorszy dzień w całym moim życiu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że musieliście trochę poczekać. Ostatnio miałam sporo problemów emocjonalnych, które mi uniemożliwiły pisanie oraz zablokowały moją wenę, lecz pomimo tego udało mi się w końcu skończyć ten rozdział. Miłego czytania ;)
Moje opowiadania publikuję również na  https://www.wattpad.com/user/Gazerock_isnotdead