Jedna pani mnie zaczepiła pytając czy wszystko w porządku a ja jedynie płakałem. Kobieta wzięła mnie pod rękę i zabrała do siebie do domu, gdzie podała mi wody do wypicia. Kobieta była młoda, około 25 lat lecz na tyle nie wyglądała. Nie powiem, była atrakcyjna, ale jednak wolałem mojego Kouyou. To taka kruszynka, z seksownym ciałem a o jego nogach to już nie wspomnę! Były idealne. Miałem ochotę je wycałować centymetr po centymetrze lecz teraz nie miałem już nic. Straciłem wszystko co mi tak na prawdę sprawiało radość. Kouyou jest dla mnie tak cholernie ważny, ale co mam zrobić z tym wszystkim? Nie wiem, miałbym uciec z domu? Znaleźć go w tym dużym mieście jakim jest Tokio? To nie takie łatwe ale wiem, że gdy się uprę to moge wszystko zdziałać. Teraz na prawdę zaczynałem się zastanawiać czy aby nie podjąć takiego kroku.
- Chłopcze, powiedz mi gdzie mieszkasz? - Kobieta wyrwała mnie z zamyśleń.
- Cco?? - wypaliłem.
- Gdzie mieszkasz? Odprowadzę Cię do domu. Pewnie Twoi rodzice się o Ciebie martwią.
- Nie wiem... Nie mam siły.. Nie mam ochoty wracać.
- Prześpij się u mnie, potem pomyślimy.
Kobieta okryła mnie kocem na kanapie. Zasnąłem nie wiadomo kiedy.
*
- Jak się czujesz?
- Nienajlepiej ale dziękuję.
- Musiałeś sporo przejść.
- Nawet nie wie pani jak bardzo..
- Jaka tam pani, Marina Kobayashi, miło mi. - Kobieta uśmiechnęła się i podała mi rękę.
- Yuu Shiroyama. - również podałem rękę na przywitanie.
- Może jesteś głodny?
- Trochę.
- Zaraz Ci podam zupy. Wyglądasz na głodnego.
- Dziękuję.
Marina podała mi miske z ramenem. Uwielbiałem tą zupę. Gdy spróbowałem normalnie słów mi zabrakło! No niebo w gębie!
- Po Twojej minie widać, że smakuje. - kobieta uśmiechnęła się.
- Jeszcze jak. Dobrze pani.. znaczy dobrze gotujesz.
- Staram się. - kobieta sie znowu wyszczerzyła. Nawet ją polubiłem ale jej nie znałem.
- Masz męża?
- Rozwiodłam się kilka miesięcy temu.
- To pewnie Ci smutno.. - palnąłem bez namysłu.
- Idzie się przyzwyczaić. A Ty? Dziewczynę jakąś masz? - uśmiechnęła się poraz kolejny.
- Miałem, zdradziła mnie kilka miesięcy temu...
- Widać, że cierpisz.. To straszny ból.
- Można tak powiedzieć ale nie przez nią... wczoraj moja miłość życia oznajmiła, że wyprowadza się i ..- do oczu napłynęły mi łzy. Marina wstała i podała mi paczkę chusteczek.
- Dziękuję..
- A ile masz lat chłopcze?
- 19.
- Młody jesteś, jeszcze kogoś znajdziesz. - uśmiechnęła się.
- Nie wiem, nie chcę raczej... ale ike Ty masz lat?
- 25.
- Nie wyglądasz na tyle. Powiedziałbym, że 20. - uśmiechnąłem się. No tak, wspominałem że wygląda na około 25 lat ale z wyglądu to o nieco młodziej.
- Dziękuję. Powiedz mi Yuu, co z Twoją rodziną? Pewnie martwią się o Ciebie. Dałeś im jakiś znak życia?
- Nie.. chciałem pobyć sam po tym co się wczoraj stało.
- Rozumiem.
- Jestem zmęczony.
- Prześpij się. Potem porozmawiamy. Możesz tu zostać ile chcesz bo i tak mieszkam sama a troche samemu w takim dużym domu smutno.
*
- Kouyou?! - nic nie odpowiedział, siedział przy stole i jadł ryż.
- Kouyou!! - krzyczałem i krzyczałem ale bez skutku. Chciałem podejść do niego ale jakaś nieznana siła mnie pociągnęła do siebie. Pod tą siłą kryła się Mei.
- Mei puść mnie.. - Dziewczyna ani drgnęła. Wpiła się we mnie niczym przyssawka.
Obudziłem się z krzykiem. Opadłem na poduszkę z bezsilności.
- Kouyou... - cicho szepnąłem do siebie po czym łzy zaczęły wypływać mi z oczu.
- Yuu? Co się stało? - Marina podeszła do mnie po czym objęła mnie co mnie bardzo zdziwiło. Kobieta, która ledwo mnie znała przytula mnie do siebie jak własne dziecko.
- Miałem straszny sen..
- Co Ci się śniło?
- Nie chcę o tym mówić...
- Kto to jest Kouyou?
- Ktoś bardzo ważny dla mnie..
- Imię jakby męskie..
- Tak jakby.. - nie zamierzałem mówić tej kobiecie prawdy. Tu w Japonii ludzie są uczuleni na homoseksualizm. Ludzie tu tego nie tolerują, bardzo mnie to smuci bo jednak myślę, że jest w tym kraju więcej niż 1000 osób, które są takie jak ja i myślą tak jak ja ale takich jak ja było mało, zdecydowanie za mało... zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Marina była wyjątkową kobietą. Byłem jej wdzięczny za to, że mi pomogła.
*
- I jak? Rozmawiałeś z rodzicami?
- Nie..
- Powinieneś do nich chociaż zadzwonić. Pewnie martwią się o Ciebie.
- Dziś wracam. - palnąłem bez namysłu ale jednak też teraz w tej chwili ostatecznie zdecydowałem, że muszę wrócić.
*
- Gdybyś czegoś potrzebował, porozmawiać czy coś, to jestem do usług. - Marina się uśmiechnęła.
- Dziękuję za wszystko. - podziękowałem i ruszyłem przed siebie.
*
Pochodziłem trochę po mojej wiosce jak to ją zwałem "wioską rybacką". Przechodziłem obok miejsc, w których spędzałem czas z Kouyou. Kou od dwóch dni się nie odzywał. Bardzo sie martwiłem dlatego też sam postanowiłem wysłać mu SMS.
Jednak gdy włączyłem telefon bo zorientowałem się, że przez ten cały czas miałem wyłączony. Gdy się włączył był zasypany falami wiadomości i nieodebranych połączeń , na samym początku były od rodziców sprzed kilku minut temu, ale gdy zjechałem niżej zauważyłem z 30 nieodebranych połączeń od Kouyou i 20 SMSów!
Gdy je czytałem, łzy zaczęły mi spływać po moich policzkach.
Kouyou: Yuu, odbierz!
Kouyou: Yuu, żyjesz? Daj znak życia! Martwię się! Kocham Cię...
Normalnie jak to czytalem to płakałem.. zaraz jednak musiałem na chwilę przerwać płacz gdyż znowu matka się dobijała do mnie.
- Halo. - odpowiedziałem chłodnym tonem.
- Synku! Gdzie Ty jesteś?! Martwimy się!
- To moja sprawa gdzie ja jestem.
- Wróć synku do domu, proszę.
- Nie wiem. - rozłączyłem telefon, schowałem spowrotem do kieszeni i poszedłem przed siebie.
*
Siedziałem w parku na ławce gdzie pierwszy raz z Kouyou jedliśmy lody.
Było mi tak cholernie źle. Całe moje życie uległo zmianie... Po chwili telefon wydał z siebie dźwięk. Już chciałem rozłączyć ale w ostatniej chwili zobaczyłem, że to Kouyou dzwoni. Odebrałem.
- Halo? Kouyou?
- Yuu, kochany.. czemu nie odbierałeś?? Tak bardzo się martwiłem!!
- Nienajlepiej się czułem...nawet nie wróciłem do domu.
- Yuu, ja myślałem, że nie żyjesz! - opieprzył mnie ale to również w nim kochałem.
- Kouyou.. Ja Cię kocham... ja nie mogę bez Ciebie żyć...
- Yuu.. nawet nie myśl o samobójstwie.. przy tym zraniłbyś nie tylko siebie ale i mnie a wtedy i ja bym podjął taki krok.
- Wiem.. ale ja już nie wiem co robić...A Ty się kiedy wyprowadzasz?
- Ja już jestem w Tokio.
- To szybko.
- Tak ale zdecydowanie wolałbym teraz spędzać czas z Tobą. Tęsknię tak bardzo za Tobą. Cały czas widzę obraz jak się całujemy, obejmujemy... Yuu.. ten czas był niezwykły ale los postawił nas w innych okolicznościach.
- Kou.. To jeszcze nie jest przesądzone, że to koniec. Ja nie zamierzam się poddawać.
- Związek na odległość to nie za bardzo ma szanse...
- Kou, nie chcę tego kończyć.
- Ja też nie, ale nie wiem czy się jeszcze spotkamy... - Kou lekko popłakiwał. - Słuchaj ja muszę kończyć.. później zadzwonię.
- Dobrze..Kou..
- A Ty wracaj do domu.. pewnie Twoi rodzice umierają ze strachu o Ciebie.
- Nie wiem...
- Zrób to dla mnie..
- Kocham Cię..
- Ja Cię bardziej..
- Cześć..
- Pa.. - Kou się rozłączył. Ja posiedziałem jeszcze chwilę w parku.
- Yuu? - nagle usłyszałem głos, którego teraz najmniej się spodziewałem.
- Czego chcesz Mei?
- Widzę, że jesteś przygnębiony.. ale to nie przeze mnie?
- Dawno mi przeszło.
- A co się stało?
- Nie powinno Cię to obchodzić.
- Ale obchodzi. Mów co się dzieje.
- 3 dni temu straciłem kogoś bardzo ważnego dla mnie.
- Wiesz... Nie wiem co mam powiedzieć ale może wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży rozumiesz? Nic..
- Yuu..
- Nie Mei, dzięki za dobre chęci ale ja musze sam się z tym uporać. A teraz muszę wracać do domu. - wstałem i poszedłem przed siebie. Po drodze zachaczyłem o most, pod którym rzeczka płynęła. Tu z Kouyou spędziliśmy również dużo czasu.
Co ja miałem z tym wszystkim zrobić to nie wiem... Ciągle Kou był w mojej głowie. Myśl o tym, że już się nie spotkamy dobiła mnie doszczętnie.
Musiałem coś wymyślić, nie mogłem go tak definitywnie stracić.
*
Mama otworzyła po czym o mało co jej oczy nie wystrzeliły.
- Yuu! Dziecko!! - mama przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
- Nie tak mocno... - na prawdę, ledwo co mnie nie udusiła!
- Dziecko.. Gdzieś Ty był? Martwiliśmy się o Ciebie!
- Musiałem przemyśleć parę spraw...
- Kouyou?
- A co Ciebie to obchodzi? Przecież oboje z ojcem go nie akceptujecie.
- ... - Mama nie powiedziała nic w tej chwili, tylko zacisnęła usta linię.
- Yuu! - ojciec w domu?! Jak to możliwe, że sobie tu tak przesiaduje?! Przecież taki wielmożny pan zapracowany po godzinach a teraz nagle dobry tatuś w domu! Co za ironia losu..
- A Ty czemu nie w pracy? Przecież nadgodziny to Twoje życie przez ostatnie lata.
- Nie pyskuj mi tu szczeniaku!
- Bo co? Wyrzucisz mnie z domu? Wydziedziczysz mnie?
- ... - ojca też zatkało kakako, że się tak wyrażę. No i dobrze, niech robi sobie co chce ale jeśli myśli, że po tych latach prawie jego nieobecności w domu coś się zmieni to bardzo w to bardzo się myli. Kochałem ojca ale prawda jest taka, że odkąd pare lat temu zmienił pracę to zaczął brać nadgodziny po 2 latach. Mama przez to zmizerniała, widać to było. Była jedynie elementem tej pieprzonej układanki: mąż, żona, dzieci. Nie każdy musi tak mieć. Miałem wrażenie, że mama jedynie robiła tu za gosposie: sprzątaj, ugotuj i tak dalej, że aż głowa mała!
- Yuu, zjesz kolację?
- Um.. - kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni. Mama podała mi kolację. Szybko zjadłem, poszedłem się umyć i położyłem się do łóżka. Dalej czułem się okropnie.
*
Spojrzałem w telefon, Kouyou napisał. Ucieszyłem się gdy wyświetlił się jego numer.
Kouyou: Nie mogę spać...
Ja: Ja też...
Kouyou: Ciągle myślę o Tobie..
Ja: Tak mi Cię brakuje.. Chcę Cię przytulać, całować, zajmować się Tobą.
Kouyou: Yuu, jestem u kresu wytrzymałości... Nie mogę jeść, nie mogę spać. Yuu.. ja umieram bez Ciebie... To zaledwie kilka dni a ja już czuje się jakbym miał z 50 lat..
Ja: Kouyou.. tak tęsknię za Tobą... ja już nic nie wiem...
Kouyou: Yuu... Ja zaniedługo zaczynam szkołę... Nie wiem jak sobie poradzę...
Ja: Kou, dasz radę, wierzę w Ciebie.
Kouyou: Ja już sam nie wiem jak to będzie.. Bez Ciebie jest mi tak źle...
Ja: Kouyou...
Kouyou: Yuu...
Ja: Kocham Cię.
Na tą wiadomość Kouyou już nie odpisał. Było mi znowu smutno.*
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Yuu, śpisz? - Kagome weszła do mojego pokoju.
- Teraz już nie..
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- O Tobie głównie.
- A o czym tu gadać...
- Coś Cię łączy z tym chłopcem od pani Takashimy?
- Co Cię to interesuje?
- Odkąd wyjechał nie wróciłeś do domu, nie było Cię kilka dni.
- No i co w związku z tym?
- Yuu, ja wiem, że Ty i on..
- Co Ciebie to obchodzi? Tak kocham go ale teraz nie mam już nic rozumiesz?! Nic! Straciłem go, straciłem wszystko..
- Nic nie straciłeś. Co prawda nie pochwalam tego.. ale nic na to też nikt poradzić nie może ale jedno jest pewne, nie ma rzeczy niemożliwych.
- Co masz na myśli? - spytałem.
- Jest szansa, że się jeszcze spotkacie.
- Jak?
- Może nie teraz ale kiedyś.
- Kagome.. Kou się wyprowadził z rodziną do Tokio. Nie spotkamy się to nie realne. Wszystko się skończyło. Moje życie się kończy.
- Yuu, nie mów tak.
- Co ja mam zrobić co?
- Nie wiem... ale nie poddawaj się.
- Łatwo Ci mówić, ale to nie Ty teraz cierpisz.
- A niby nigdy nie cierpiałam? Też cierpiałam gdy mnie mój pierwszy chłopak zostawił ale po jakimś czasie stanęłam na nogi. Trochę to zajęło ale dałam radę i Ty też dasz radę. Yuu masz całe życie przed sobą. Kto wie może los was jakoś złączy.
- Zostaw mnie samego. - Kagome wyszła a ja znowu zatraciłem się w melancholii, smutku i żalu, który noszę w sobie od paru dni. Serce łamało mi się na kawałki. Jedno było pewne, musiałem wymyślić coś, żeby spotkać się z Kouyou.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę mi czasu zeszło aby wszystko jakoś posklejać ale bądź co bądź udało mi się jakimś cudem dokończyć ten rozdział :) Co prawda przez pół dnia wczorajszego i kilka h w nocy (Obecnie koło 4 rano xD) napracowałam się nad tym, choć myślę, że powinnam się bardziej przyłożyć ale ocenę to już zostawiam wam moi kochani. Miłego czytania, miłego dnia, miłej nocki :) Również moje opowiadanie publikuję na https://www.wattpad.com/user/Gazerock_isnotdead