Z Kouyou nie przestaliśmy się spotykać, jednak byliśmy świadomi, że mogło to komuś przeszkadzać, że dwóch chłopaków jest razem w związku bo przecież dla większości ludzkości to było nienormalne!
Dla mnie nie było w tym nic złego, dla mnie to wspaniałe uczucie, nigdy takiego nie odczuwałem będąc z dziewczynami. To było zupełnie coś innego, na początku dla mnie to było no.. dziwne ale w końcu zaakceptowałem to.
- Obiad. - Kagome wyrwała mnie z zamyśleń.
- Już idę. - zszedłem na dół do kuchni. Mama już jadła, Kagome mnie wyprzedziła i zajęła miejsce przy stole, po chwili i ja dołączyłem. Na obiad były sajgonki.
*
Kilka godzin później.
Obudziłem się, zajrzałem w telefon, który leżał na mojej szafce obok łóżka.
Spojrzałem w ekran.
- 2 nieodebrane połączenia.. - powiedziałem so siebie.
- Od Kou... Cholera! Miałem się z nim spotkać... Zupełnie z głowy mi to wyleciało! - zerwałem się na równe nogi, przebrałem się i wyszedłem z domu.
Byłem po kilku minutach pod domem cioci Kouyou. Zapukałem. Otworzyła jego ciocia.
- Tak?
- Jest Kouyou?
- Tak, jest, już go wołam..
- Yuu. - ciocia Kou nie zdążyła go zawołać a on już się zjawił, zupełnie jakby był tu gdzieś zainstalowany podsłuch!
- Ciociu, ja później wrócę.
- Bawcie się dobrze! - poszliśmy do parku gdzie nikogo nie było na nasze szczęście. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie wytrzymałem i po chwili rzuciłem się na Kouyou aby go wyściskać i pocałować.
- Yuu, zapomniałeś. - nie odwzajemnił uścisku...
- Przepraszam. - pocałowałem go w czółko i przygarnąłem go mocniej do siebie. - No już, nie gniewaj się.. nie lubię kiedy jesteś smutny. - w końcu Kou się wtulił w moje ramię.
- Yuu, wiesz, że jutro wyjeżdżam do domu.
- Już jutro?
- No wiesz, niedziela jutro a w poniedziałek do szkoły...
- Zapomniałem już, bo przecież ja rzuciłem.. dla mnie nie miało to przyszłości.
- Też bym rzucił.. Męczy mnie to już.
-
Wiem kochany, wiem. - objąłem go mocno i pocałowałem w usta. Był to wspaniały czas.
- Kou, chodź do mnie.
- Ale..
- Mamy nie ma, ani nikogo, będziemy mieli dom dla siebie. - lekko pocierałem swoim noskiem o jego nos.
*
Przyniosłem do pokoju 2 szklanki soku. Podałem jedną Kou.
- Trzymaj.
- Dzięki.
- To co porobimy? - sunąłem palcem po klatce piersiowej Kou. Lekko wzdrygnął.
- Może, coś szalonego?
- Mhm, czy myślisz to co ja? - poruszałem brwiami znacząco.
- Potańczymy!
- Nie to miałem na myśli... - nie kryłem rozczarowania, Kou najwidoczniej próbował się bronić ale byliśmy ze sobą już na tyle długo, że moglibyśmy zacząć współżyć.
- Nie wiem czy jestem gotowy na to... Trochę się boję...
- Nie bój się kochanie, ja się Tobą zajmę, będę delikatny.
- Ja nie wiem... - skulił się. Objąłem go mocniej i chwyciłem pod brodę.
- Nie ufasz mi.
- Ufam, ale nie jestem na to jeszcze gotowy...Znaczy chciałbym ale coś mnie blokuje...
- Przepraszam. - pocałowałem go w czoło. - Nie chcę Cię zmuszać.
- Yuu, nie chcę też, żebyś Ty się powstrzymywał.
- Ale Kouyou, słońce, nie chcę zrobić Ci krzywdy... Ja nawet nigdy nie kochałem się z mężczyzną. Sam nie wiem jak to jest więc trochę się obawiam. Jednak wiem jedno, że chcę to zrobić z Tobą ale dopiero wtedy kiedy będziesz gotowy.
- Yuu... - nagle Kouyou wpił mi się w usta. Całowaliśmy się namiętnie. Położyłem się na nim po czym dalej kontynuowaliśmy nasze pieszczoty. Gładziłem plecy Kou. Całkiem straciłem poczucie czasu.
*
Dotykaliśmy się delikatnie.
Przytulałem go mocno do siebie.
- Yuu...
- Hm?
- Twój... - teraz się zawstydziłem.. Byłem tak zafascynowany ciałem Kouyou, że aż za bardzo się zafascynowałem.. Nawet nie zauważyłem kiedy! Kouyou tak na mnie działał.
- Jakiś Ty czerwony! - Kou chwycił moje policzki i zaczął ciągnąć jak jakaś ciotka malutkie dziecko!
- Kou, bo mi urwiesz policzki! - zaśmiał się po czym puścił moją twarz, jednak zanim to zrobił to złożył mi delikatny pocałunek. Nie mogłem się powstrzymać i przeciągnąłem go bliżej do siebie aby podtrzymać tego całusa, jednak przy tym silnym ruchu Kou wylądował na moich biodrach. Kou się zaczerwienił i chciał już zejść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem.
- Yuu..
- Spokojnie. - przytuliłem się do jego klaty. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, zaraz go jednak musiałem pocałować.
- Yuu, wroci...liśmy. - moja mama wparowała do pokoju wraz z ojcem! Czemu akurat teraz?!
- Co tu sie wyrabia?! - ojciec warknął. Z Kouyou nakryliśmy się kołdrą i milczeliśmy.
- Kouyou, wyjdź. - moja mama mu nakazała po czym wyszła. Kou wstał ze mnie po czym zebrał swoje ubrania i się ubrał.
- Nigdy tego nie zaakceptują...
- Ja z nimi porozmawiam. - oznajmiłem po czym odrazu wstałem i ubrałem się. Wyszliśmy z pokoju trzymając się za ręce.
Zeszliśmy do kuchni, gdzie moi rodzice siedzieli.
- Mamo.
- Kouyou ma zakaz wstępu do naszego domu i bądź pewny, że zawiadomie o tym Twoją ciocię. - mama oznajmiła.
- Niech pani tego nie robi! Ciocia ma problemy z sercem i nie chcę, żeby się denerwowała.
- Może u was w rodzinie jest na takie coś pozwalane ale w naszym domu nie będzie czegoś takiego! - mój ojciec teraz przesadził. Kou się rozpłakał i wyszedł, zaraz ja za nim.
- Yuu, masz zakaz! - i tak zrobiłem swoje i pobiegłem za Kouyou.
- Kou, czekaj!
Pobiegliśmy do ciemnego zaułka.
- Yuu, to nie ma sensu... Najlepiej będzie jak się rozstaniemy. Nikt nie zaakceptuje naszego związku...
- Nie wiesz tego.
- A Ty wiesz?
- Na każdym zadupiu wytykają, idzie przywyknąć.
- Yuu, jak moja ciocia się o tym dowie..
- Nie dowie.
- Ale Twoi rodzice ostatecznie chcą jej o tym powiedzieć...
- Kou... - podszedłem do niego i przytuliłem go do siebie mocno. Kouyou objął mnie bardzo szczelnie jakby nie chciał mnie nigdy puścić. Pocałowaliśmy się namiętnie.
- Kou..
- Hm?
- Ucieknijmy razem.
- To nie jest takie łatwe... nie mamy pieniędzy, nic, jak Ty to sobie wyobrażasz? Z czego byśmy żyli?
- Znaleźlibyśmy pracę, założyli zespół.
- Yuu... Ja już na prawdę nie mam słów... Wątpię aby nasz związek przetrwał... Zwłaszcza, że jak się ciocia dowie o tym to nie będzie mi pozwalała przyjeżdżać a nawet jeśli by pozwoliła to Twoi rodzice nie pozwolą nam się widywać... Twój ojciec wygląda na kogoś ważnego..
- Jego prawie wcale w domu nie ma. A mama no cóż, ciężko u nich z tolerancją...
- Yuu.. Ja na prawdę nie chcę niszczyć honoru Twojej rodziny...
- Nie niszczysz. Ty mnie podtrzymujesz przy życiu, to dzięki Tobie żyję, to Ty jesteś mym aniołem, który mnie chroni. Jesteś moim najwiekszym skarbem.
- Yuu... - Kou sie popłakał. Pocałowałem go mocno nie odrywając się od niego. Nagle Kou się oderwał.
- Muszę iść.
- Kou, nie..
- Żegnaj, Yuu... - W oczach nazbierały mi się łzy, u Kou również poleciało kilka słonych kropel, które miałem ochotę scałować.
W domu czekała mnie bardzo nieprzyjemna rozmowa z rodzicami.
Gdy wszedłem do domu, tuż przy drzwiach od kuchni stał mój ojciec z kubkiem kawy.
- Yuu, siadaj do stołu, musimy porozmawiać.
Poszedłem do kuchni, usiadłem na krześle i oczekiwałem aż mój łaskawy ojciec zacznie przemawiać swoją "przemowę".
- Bardzo mnie zawiodłeś.
- Ale...
- Nie przerywaj mi. Jeszcze w naszym rodzie nie było czegoś takiego! Taki wstyd!
- Ale tato, to źle kochać kogoś? Mimo tej samej płci?
- Ty nie wiesz o czym Ty mówisz! To jest miłość? Gdy dwóch chłopaków się pieprzy w łóżku? Miałeś powodzenie u dziewczyn a teraz... Zejdź mi z oczu. Bardzo się na Tobie zawiodłem. - Wyszedłem z kuchni i skierowałem się do mojego pokoju. Gdy chciałem wejść do środka, mama złapała mnie za rękę.
- Yuu, porozmawiajmy na spokojnie. - usiadłem na łóżku, mama na fotelu.
- Yuu, czuję, że zawiodłam jako matka.
- Mamo..
- Synku.. musisz skończyć z tym. To nawet nie jest miłość, tylko jakaś totalna pomyłka...
- Ale mamo, Kou to miłość mojego życia. Powinnaś to zrozumieć.
- Musisz z nim zerwać.
- Jestem prawie dorosły i to ja odpowiadam za siebie i swoje wybory.
- Póki nie masz skończonych 20 lat i mieszkasz pod naszym dachem nie będziesz nam tu podskakiwał. - wtrącił się ojciec.
- Nie wasza sprawa z kim się umawiam i zadaję. To jest tylko i wyłącznie moja sprawa.
- Owszem to jest nasza sprawa! Jesteś naszym synem i masz być normalny!
- Jestem normalny! Homoseksualizm to nie choroba.
- Zamilcz! Masz szlaban aż zmądrzejesz! - już się nie odezwałem. Na prawdę, miałem dość już moich rodziców i tych zasad. Chciałem teraz tylko być z Kou i przytulać się do niego. Chciałem teraz jego mieć przy sobie.
*
Kouyou: Yuu, tęsknię za Tobą. Spotkajmy się przed moim odjazdem na stacji zanim pojadę. Musimy porozmawiać.
Ja: O której masz pociąg?
Kouyou: O trzeciej popołudniu.
Ja: Będę na pewno.
Zasnąłem z telefonem w ręku.
*
- Hej Kou.
- Yuu! - Kou niemal skoczył na mnie i prawie nas wywrócił. Przytuliłem go mocno do siebie.
- Przyszedłeś... - ujął moją twarz w dłonie i pocałował co mnie zaskoczyło, bo nigdy tego nie robił!
- Przepraszam Cię za wczoraj... ale te emocje.. to wszystko....
- No już, spokojnie, Kou, nie musisz się tłumaczyć... sam nie miałem łatwo.
- Yuu muszę Ci coś powiedzieć... tym razem na poważnie...
- Co się stało?
- Moi rodzice i ja...
- Co jest??
- Wyprowadzamy się do Tokyo... Tam będę chodził i kontynuował liceum... Ciocia również się tam chce wyprowadzić...
- Jak to?
- Nie wiem.. mama dostała lepszą ofertę pracy... Yuu to może być na prawdę koniec... To wszystko co było między nami było niezwykłe.. Nie chcę Cię tracić.. Boje się Yuu.. - Kou oparł swoją głowę o moje ramię a ja go mocno przytuliłem. Nie docierało do mnie to co Kouyou powiedział. Mieliśmy się tak po prostu rozstać? Nie mogłem na to pozwolić. Ale co miałem zrobić? Teraz czułem jak mi serce pęka na drobne kawałki.
*
Dochodziła 3 popołudniu, pociąg już dojeżdżał i wolno się zatrzymywał.
- Yuu, kocham Cię... - Kou wpił się w moje usta. Trzymałem go jak najdłużej aby nasz pocałunek był bardziej intensywny, abyśmy mogli zapamiętać to wszystko co nas łączyło. Oczywiście mieliśmy do siebie numery telefonu ale oboje wiedzieliśmy, że związek na odległość nie miałby sensu... Bardzo mnie to bolało zarówno jak i mojego chłopaka.
- Kou, kocham Cię najbardziej na świecie! Nie chcę się rozstawać!
- Ja też tego nie chcę ale co możemy zrobić? - zaczęliśmy oboje płakać. - Yuu, muszę już iść... - odprowadziłem Kou do pociągu, pomogłem mu wnieść do środka bagaż, który był na prawdę ciężki. Pociąg pomału zaczął ruszać. Pocałowaliśmy się poraz ostatni. Wysiadłem z pociągu po czym pomachałem Kouyou.
Gdy pociąg już zniknął z mojego zasięgu klękłem z rozpaczy na kolana. Zacząłem bardziej płakać. Jakaś staruszka podeszła do mnie i zapytała czy wszystko w porządku. Nic nie odpowiedziałem. Wstałem i uciekłem z peronu. Schowałem się w zacisznej uliczce, gdzie nikogo nie było. Spojrzałem na telefon i miałem 19 nieodebranych połączeń, jak się okazało od rodziców. Z tego wszytskiego zapomniałem, że miałem wyłączony telefon. Jednak nie odzdzwoniłem do nich. Nie miałem na to siły, byłem pogrążony w totalnej rozpaczy. Znowu stałem się melancholikiem. Bałem się kolejnego dnia. To był nagorszy dzień w całym moim życiu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że musieliście trochę poczekać. Ostatnio miałam sporo problemów emocjonalnych, które mi uniemożliwiły pisanie oraz zablokowały moją wenę, lecz pomimo tego udało mi się w końcu skończyć ten rozdział. Miłego czytania ;)
Moje opowiadania publikuję również na https://www.wattpad.com/user/Gazerock_isnotdead
Normalnie leżę i płaczę ;-( ;-( ;-(
OdpowiedzUsuńDlaczego mój Aoiś musi tak cierpieć? ??... ;-( ;-( ;-(
Wgl coś mi się godzina chrzani XD Dodałaś komentarz o 15:10 a mam wrażenie, że zamieściłam ten rozdział dopiero wieczorem XDD
UsuńNo nie. CZEMU MOJE OTP ZAWSZE MUSI BYĆ NIESZCZĘŚLIWE?! To już jakieś fatum.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej! ❤️
Dziękuję ❤ Ja również Twoje opowiadania czytam i są niesamowite *-* ps. sorki że tak późno odpowiadam.
Usuń